poniedziałek, 17 czerwca 2013

1

Pchnęłam białą, małą furtkę. Pierwsze leciutkie płatki spadały powolnie na ziemię, kołysząc się. Szłam wzdłuż muru, z czerwonej cegły. Panował upał, dlatego drzewa doskonale dawały cień.
- Blair, ty to wszystko sama zrobiłaś? - zapytała babcia.
- Co babcia ma na myśli?
- Sama posprzątałaś ogród?
- Mieszkam tu za darmo, a poza tym nie mogłam patrzeć na te piękne kwiaty, w towarzystwie chwastów.
- Dziękuję, ale już poprosiłam Peete o pomoc.
- Nie przejmuj się tym. Idę narwać porzeczek - uśmiechnęłam się lekko.
Szłam powoli, rozglądając się za porzeczkami. Nagle przede mną pojawił się olbrzymi, czarny pies z wielkimi oczami. Odskoczyłam z ścieżki.
- Lest! Ty łobuzie, nie wolno straszyć ludzi.
Do psa podszedł wysoki, szczupły, dobrze zbudowany brunet, możliwe, że w moim wieku. Spojrzałam na niego i chrząknęłam.
- Przepraszam za niego. Lubi sobie czasami uciec.
- Nic się nie stało. Mogę się spytać jak masz na imię?
- Och, tak. Jestem Peeta. Mieszkam niedaleko - nowy znajomy wyciągnął rękę w moją stronę.
- Blair.
- Wybacz teraz, ale spieszę się do pani Melisy.
- Już się tym zajęłam.
- Naprawdę?
- Tak, jestem wnuczką babci Melisy.
- Popatrz. Postawiłaś mnie w niezręcznej sytuacji.
- Jak chcesz to możesz pomóc mi zebrać porzeczki.
- Chociaż to - zaśmiał się.
- To chodź.
Wraz z chłopakiem ruszyliśmy dalszą ścieżką.
- Jesteś bardzo podobna do babci.
- Wiele osób mi to mówi.
- W takim razie mówią prawdę.
- Spójrz jakie chmury nadciągają.
- Będzie burza.
- Oj. Boję się burzy.
- Ja i Lest cię obronimy - pies tylko wesoło zamerdał ogonem.
Przytaknęłam i pogłaskałam psa. Ten z kolei zaczął skakać.
- Przyjechałaś na wakacje?
- Nie, na stałe.
- O! Nie dziwię się, twoja babcia jest już w dość podeszłym wieku i brak jej energii.
Byłam trochę zmieszana, ale zgodziłam się z wersją kolegi. Szliśmy dalej. Momentalnie zerwał się silny wiatr.
- Zawróćmy.
- Nie. To już niedaleko. Babcia czeka na porzeczki.
- Będzie potężna burza. W tych sadach nie ma gdzie się schować. 
- Idę.
Peeta pociągnął mnie za rękę w odwrotnym kierunku.
- Puść mnie.
Kończąc to mówić, lunął deszcz. Krzyknęłam. Przeszła mnie fala zimna. Chłopak zaciągnął na mnie swoją koszulkę i zaczął biec, a ja wraz z nim.
- Boję się!
- To biegnij szybciej.
Byłam już nieźle przemoknięta. Co chwila musiałam odgarniać deszcz, który padał prosto w moją twarz. W ostatnich dniach czerwca zawsze można spodziewać się burzy. Mogłam się tego spodziewać. W końcu dobiegliśmy do domu babci. Zmoczyliśmy się  do suchej nitki. Weszliśmy do środka.
- Dzieci wy moje! Chodźcie tu prędko.
- Dzień Dobry.
- Witaj Peeta. Siadajcie, zrobię wam wam herbaty. Bardzo zmokliście.
- Nie mam tych porzeczek.
- Zostaw porzeczki. Przebierz się i to szybko. Daj Peecie też coś na przebranie. Nie będzie chłopak mi tu marznąc.
- Dziękuję.
- No smykajcie.
Wyjęłam z szuflady ubrania dla mnie i dla Peety. Po czym ruszyłam do pokoju przebrać się. Chwilę później schodziłam po schodach, kiedy usłyszałam zza pleców.
- Ładnie wyglądasz. Mogę spytać ile masz lat?
- Nie pyta się o takie rzeczy.
- Masz racje.
- Dwadzieścia.
- Naprawdę, bo ja też.
- Przestało padać. I pospieszcie się, bo was herbata wystygnie. - poganiała nas babcia z dołu.
- No przecież idziemy.
- Ja już pójdę.
- Peeta zostań, chyba nie boisz się mojej wnuczki.
- Nie, ale siostry są same.
- To idź, ale dam ci jeszcze ciasto truskawkowe.
- Dziewczyny się ucieszą.
Bacznie obserwowałam, popijając herbata, poczynania babci.
- Do widzenia, cześć.
- Cześć.
- Co za miły chłopak.
- Tak, bardzo. Aaaa.. - syknęłam, parząc się herbatą.
- Prawda.
Mucha przeleciała przez naszą kuchnię, przerywając kilku sekundową ciszę. Babcia oparła się o krzesło, po czym wypuściła głośno powietrze.
- O co poszło wam z rodzicami?
- O nic.
- Nie udawaj, e o nic. Skarbie słyszałam jak płakałaś w nocy.
- Bo ludzie, którzy są ze sobą szczęśliwi, są ze sobą. Ludzie, którzy nie są szczęśliwi, to nie są ze sobą.
- Twoi rodzice znów się kłócą?
- Tak. Przepraszam babci, ale głowa mnie boli, mogę położyć się na kilka minut?
- Oczywiście. Później ci coś pokażę, Blair.
- Dobrze babciu.
 Powoli wyszłam z pokoju. Przez okno widziałam chłopaka, który bawił się z siostrami. Oparłam się o futrynę okna i chwilę wpatrywałam się w szczęśliwe rodzeństwo. Po czym ułożyłam się spać i nie wiedząc kiedy usnęłam.